niedziela, 4 marca 2018

Wrócić?

Wracam po prawie 4 latach, skandalicznie długim czasie - wiem o tym.
Wczoraj przeczytałam całą historię od początku. Nie da się ukryć, że jest pisana stylem 15latki, ale mimo to nadal podoba mi się koncept i zamysł bloga. Chciałabym powrócić - z kontynuacją, dłuższymi notkami, opowiadaniem na poważnym poziomie i w znacznie lepszym stylu.
Napiszcie więc, czy macie jeszcze ochotę poczytać moje wypociny.
Z góry dziękuję za wszelki odzew.
PS Zmieniłabym też wygląd bloga na nieco przyjemniejszy.
MiSia

poniedziałek, 28 lipca 2014

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 28

 

"Miłość jest esen cją życia. Bez niej życie nie ma ja kiego kol wiek smaku." - Autor nieznany

 

Zabini i Malfoy chwiejnym krokiem opuścili pokój Austina, klnąc wniebogłosy na kobiety. Obaj panowie stwierdzili, że na pewno nie chce im się spać i nie wracają do dormitoriów. W porę dostrzegły ich Pansy z Hermioną i podążyły za nimi.

- Hej, gdzie idziecie? - krzyknęła panna Parkinson, gdy podbiegały do nich.

Blaise złapał ją w pasie i zaczął bełkotać coś w stylu:

- Kochanie, kobiety są złe. Idziemy sami.

- Nie idziecie sami. Albo wracacie albo idziemy z wami - słodko uśmiechnęła się Blackówna.

Malfoy przewrócił oczami, ale nawet po pijaku wiedział, że kłótnia z nią nie ma sensu.

- Dobra - powiedział niezadowolony i ruszył przed siebie, a jego kumpel zaraz za nim.

Dziewczyny pospieszyły za nimi. Nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuje. Ledwo wyszli na dziedziniec, usłyszeli za sobą ostry głos.

- A wy gdzie? Znów chcecie kogoś zabić?

W ich stronę zmierzała dość wysoka, powiewająca czarną peleryną postać. 

- Proszę, proszę, którą to mamy godzinę? 1 w nocy! - syczał Snape. - Kpicie sobie? Wracać natychmiast. Nie ma opuszczania zamku o tej godzinie.

- Tak, nie powinniśmy. A pan nie powinien tolerować pijaństwa. No tak... sam pan ma niezły barek, ciekawe dzięki komu - śmiała się Hermiona.

- Black dość tego. Nie rozumiecie, że jesteście podejrzani? Nie wolno wam się włóczyć nocą po zamku. Black, Parkinson, zabierzcie ich i za 10 minut sprawdzę, czy jesteście w swoich pokojach - uciął nauczyciel.

 

***

 

Dumbledore siedział w swoim fotelu pochylony nad papierami. Notował coś za pomocą pióra i atramentu. Usłyszał pukanie do drzwi.

- Proszę.

Profesor Minerwa McGonagall weszła dostojnym krokiem.

- O, Minerwa - uśmiechnął sie lekko znad okularów. - Przemyślałem sprawę. Możemy przyjąć - spojrzał w papiery - Luthien Tinuviel do Hogwartu. Ale od przyszłego roku. Za miesiąc zakończenie, uważam, że przyjmowanie jej teraz nie ma najmniejszego sensu.

- Zgadzam się z tobą, Albusie. Napiszę stosowny list do niej.

- Domyślasz się zapewne, że nie wezwałem cię tutaj tylko ze względu na to podanie.

Kiwnęła głową.

- Dziś po południu zaczniemy przesłuchania w sprawie morderstwa panny Granger. Jako pierwsze chciałbym porozmawiać z uczniami domu Salazara Slytherina. Chciałbym również, żebyś była obecna przy tych rozmowach i pomogła mi w nich.

- Oczywiście.

 

***

 

Katherina wpadła do mieszkania Luthien bez pukania.

- Gotowa? - krzyknęła, rozglądając się.

- Jestem - z łazienki wypadła panna Tinuviel, kończąc robić makijaż. 

Blondynka wydęła wargi.

- Zmiana planu - oświadczyła. - Jeszcze nie teleportujemy się na Bahamy. Ale do Francji, matka sobie o mnie kurwa przypomniała.

- Okej, będziemy mieć wycieczkę.

- Skończ z tym pozytywnym nastawieniem, bo już mnie wkurzasz. Nie potrzebuje jej, nie kocham i nigdy nie kochałam. Moja matka nie musi ratować mi dupy tak, jak matka mojej za przeproszeniem kuzynki. Dlatego mam ją gdzieś.

- Przecież może ci pomóc....

- Gówno może, wiesz? Nie jest nawet śmierciożerczynią. Jest żałosna. I skończmy o tym, bo i tak będzie trzeba wytrzymać minimum tydzień w jej francuskiej willi w jej towarzystwie. Przygotuj się na zapach lawendy i jakieś pieprzone herbatki!

 

***

 

Pansy, Blaise, Astoria, Hermiona, Austin i Draco czekali pod gabinetem Dumbledore'a. Osgood był załamany, a Astoria opanowana. Reszta paczki była zdrowa wkurzona. Wezwano ich na przesłuchanie w sprawie Granger.

- Ktoś się wkurwił i ją zlikwidował, wcale się nie dziwię. Dlatego my mamy tracić czas na pogaduszkach z Dumbledorem? - szeptem krzyczała panna Black.

Malfoy wzruszał ramionami, gniewnie potrząsając blond czupryną. Blaise stał zły jak pies, a nie lepsza Pansy obok niego.

W końcu otworzyły się drzwi i zaproszono ich do środka. Nie usiedli - woleli stać, wyrażając swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji.

- Uczniowie Gryffindoru zeznali, że w trakcie balu niejednokrotnie wychodziliście z Wielkiej Sali. Jak wiecie, w czasie balu zginęła uczennica. Co robiliście, gdy wychodziliście?

- Do toalety? - odpowiedziała panna Black.

- Nie oszukujmy się, proszę państwa - zaczął dyrektor. - Nie darzyliście tej uczennicy sympatią. Co macie do powiedzenia w tej sprawie?

- Nic - zabrał głos Zabini. - Gdybyśmy zabijali każdego, kogo nie darzymy sympatią, to pół szkoły by już nie żyło.

- To wszystko? - poparł kumpla Draco.

- Tak - westchnął Dumbledore.

 

***

 

- Ktoś nas chce wrobić i musimy się dowiedzieć kto - oświadczyła Pansy, siadając przy stole Slytherinu w Wielkiej Sali. 

- Pansy, jak do cholery? - jęknęła Hermiona.

- Pierwszy raz w życiu mamy problem nie robiąc nic! - warknął Malfoy.

Dyskutowali jeszcze przez chwilę. Blackówna jadła frytki. Nagle Austin wstał i oświadczył, że idzie się przejść. Astoria bez słowa skierowała się za nim w stronę wyjścia. Pozostali popatrzyli po sobie.

- Ja nic o tym nie wiem - wzruszył ramionami Zabini.

- Może to i dobry pomysł. Wódka nie pomoże mu wrócić do żywych. Musi zapomnieć - uśmiechnęła się panna Lestrange.

 

***

 

Bellatrix siedziała przed kominkiem w swojej willi. Wydymała usta czytając coś z pergaminu. List, który właśnie przyszedł. Dowiedziała się, że jej córka i Draco Malfoy są głównymi podejrzanymi w sprawie o morderstwo szlamy w Hogwarcie. Pani Lestrange postanowiła skontaktować się ze swoją siostrą, Narcyzą. Teleportowała się do domu jej i Toma Riddle'a.

- Dostałaś list? - zapytała od progu.

- Tak - Narcyza również nie zachowywała spokoju.

- Wiesz, co jest najgorsze?

- Tak. Mogli to zrobić. Nie możemy wykluczyć, że nie zrobili.  

- Cyziu, jedziemy do Hogwartu. To już nie są żarty!

- Witaj, Bellatrix - do pokoju wszedł Voldemort. - Co się stało?

- Draco i Hermiona prawdopodobnie zabili szlamę.

- Prawidłowo - roześmiał się. - Nie bój się, kochana, nie będzie z tym problemu.

 

***

 

Draco zaprosił Hermionę na spacer. Romantyczny. Nieco niepasujący do nich. Szli wokół jeziora, trzymając się za ręce.

- Wyśmiejesz mnie jak walnę przemowę?

- Postaram się nie - odpowiedziała.

Zatrzymał się i spojrzał jej w oczy.

- Kiedy mówię ci, że cię kocham, pierwszy raz w życiu mówię to naprawdę szczerze. Hermiona, Ty nauczyłaś mnie, co to znaczy kochać, dzięki tobie zrozumiałem, czym jest miłość. I chcę żebyś była ze mną, zawsze.

Pocałował ją delikatnie.

- Nie miałem okazji spytać, ale spytam, aby było oficjalnie. Będziesz ze mną?

- A jak myślisz? Jestem z tobą, chcę być z tobą.

Przytuliła się do niego. Obejmował ją coraz mocniej i zaczął zjeżdżać dłonią w dół, aż chwycił ją za tyłek.

- Ty to zawsze... - uśmiechnęła się i pocałowała go.

 

Nawet jeśli będzie padał deszcz przyjdziesz, żeby obiad ze mną zjeść
Nawet jeśli będzie gęsta mgła Ty w tej mgle do mnie będziesz szła
We mgle do mnie będziesz szła
We mgle do mnie będziesz szła

Bukiet pięknych kwiatów wręczę Ci
Gdy znów wyjdziesz wprost na moje drzwi
A gdy z deszczu będziesz suszyć się
W kuchni będę parzył kawy dwie
Potem
Będzie pięknie jak we śnie

 

***

 

Bellatrix i Narcyza stukały obcasami po korytarzach Hogwartu. Kierowały się najpierw do dormitorium Dracona. Nie wiedziały, że znajdą tam również Hermionę. Zapukały.

- Draco, otwórz.

Blondyn poznał głos matki. Razem z Hermioną zaczęli gorączkowo zbierać ciuchy i się ubierać. Po chwili otworzyli drzwi. Obyło się bez uścisków i zbędnych czułości. Siostry po prostu weszły i rozglądnęły się po pomieszczeniu. Utkwiły wzrok w parze.

- Chcemy wiedzieć tylko jedno. Zabiliście szlamę Granger? - zapytała Bellatrix.

- Nie, ale to nic nie zmienia. Bo i tak mają nas za winnych - odpowiedziała Hermiona.

- Ja myślę, że przestaną. Black, lepiej, żebyś mnie nie okłamywała - zakończyła pani Lestrange.

 


poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 27 - Tuż po zbrodni

"Dziw­ny jest ten świat, gdzie jeszcze wciąż mieści się wiele zła. " - Czesław Niemen

Cała Ślizgońska paczka siedziała w dormitorium Blaise'a. Otrzeźwieli błyskawicznie i teraz rozmawiali przyciszonymi głosami.

- Znajdą. Najpóźniej za dwie, trzy godziny. Znajdą ją - mówił Malfoy.

- Jeśli usuniemy ciało, zauważą jej zniknięcie - dopowiedział Austin.

- Dlaczego mielibyśmy to robić? - zainteresowała się panna Greengrass.

- Żeby nie było na nas, Astoria. Bo tylko my nienawidziliśmy tej kujońskiej szlamy - wyjaśniła dziewczyna Zabiniego.

- Widać nie tylko my - wtrąciła się Hermiona. - Ale tylko o nas wiedziano...

Umilkli.

- Jeśli ktoś zauważył, że wychodziliście, to nie jest dobrze, kurwa - syknął Blaise.

- Gryfoni na pewno zauważyli - uniosła brwi Blackówna.

- Damy radę, jak zawsze - roześmiał się Draco. - Chodźmy do siebie, bo siedzimy tu serio jak jakaś mafia o 5 nad ranem - próbował żartować blondyn.

Wszyscy rozeszli się z uśmiechem. Hermiona zrzuciła tylko sukienkę, położyła się obok blondyna i zasnęła wtulona w niego.



***



- Jak myślisz, kto to? - Pansy spojrzała na swojego chłopaka.

- Ale że co?

- Kto zabił szlamowatą?

Wzruszył ramionami.

- Blaise, rusz głową. Ktos chce nas wszystkich w to wrobić. Mówiłam ci już kiedyś, że Katherina tylko udaje swoja łamaną angielszczyznę. Jest podła i przebiegła, jest dobra w tym, co robi.

- Może i tak, ale nie zabiłaby Granger. Wydaje mi się, że nie zniżyłaby się do takiego poziomu.

- Jakiego? Katherina jest czystej krwi, jak my. Likwidacja szlam to zaiste szlachetny cel... Szczególnie, jeśli można przy tym kogoś jeszcze zlikwidować.

- Pansy, skarbie, wiem że nienawidzi Hermiony, ale głupia nie jest. Dobrze wie, że nawet jeśli Hermiona zrobiłaby to naprawdę, to Bellatrix załatwi wszystko.

- Podejrzana mi się wydaje - ucięła Pansy.



***



"Podanie

 

Do: Albus Dumbledore - Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

 

Bardzo proszę o przyjęcie mnie do klasy szóstej w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Prośbę swą motywuję tym, że nie zadowala mnie moja dotychczasowa szkoła - Beauxbatons. Proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.

 

Z poważaniem,

Luthien Tinuviel"


Minerwa McGonagall niedbałym ruchem rzuciła zapisaną pochyłym pismem kartkę na biurko dyrektora.

- Zobacz na to, a ja idę powiedzieć Severusowi, żeby już zaczął kompletować uczniów Slytherinu po balu.



***



Snape westchnął, gdy opiekunka Gryffindoru opuściła jego gabinet. Nauczyciel o kruczoczarnych, wiecznie tłustych włosach dobrze wiedział, że musi nie tylko sprawdzić, czy żaden z uczniów nie zaginął podczas balangi, ale także ogarnąć bałagan, który Ślizgoni zapewne zostawili w kilku miejscach. Skierował się najpierw do komórki na miotły, żeby zlikwidować puste butelki, rozbite kieliszki i wszystko, co mogli tam wyrzucić jego uczniowie. Taki już miał układ z rodzicami. Wszyscy płacili, żeby ich dzieci mogły robić, co chcą. Szarpnął za klamkę i zatrzymał się w miejscu. Zobaczył zwłoki. Ale Mistrza Eliksirów wcale one nie przeraziły. Bez słowa zawrócił, zatrzasnął drzwi i skierował się do dormitoriów Slytherinu. Walnął pięścią w drzwi Malfoy'a.

- Otwieraj i to już - warknął.

Blondyn powoli zwlekł się z łóżka i przykrył Hermionę kołdrą. Otworzył drzwi w samych bokserkach.

- Malfoy, wiesz coś o zwłokach Granger?

- Nie?

- A to dziwne, bo leżą tam, gdzie ty i twoi koleżkowie schowaliście zapasy na bal - syknął Severus.

- Jakbym ją zabił to bym chyba schował ciało w miejscu, które odciąga podejrzenia, nie?

- Nie obchodzi mnie, czy ją zabiłeś, Malfoy. Znalazłem ciało i jako nauczyciel muszę to zgłosić dyrektorowi. Niestety. Taka mała informacja dla was. I ubierz się - zakończył opiekun Ślizgonów i zatrzasnął blondynowi drzwi przed nosem.



***



- Zamierzasz teraz zlikwidować armię? - zapytała Narcyza, opierając głowę na klatce piersiowej Toma. Jej blond włosy leżały rozrzucone na jego ramieniu.

- Przeciwnie. Zamierzam ją rozwijać. Masz coś przeciwko?

Nie odpowiadała.

- Zmieniłem dla ciebie wygląd, kochanie, ale priorytety mam nadal takie same. Tępienie brudnej krwi to wręcz mój obowiązek, jako że jestem dziedzicem Slytherina - uśmiechnął się.

- Nie dasz rady robić tego bez przelewania czystej krwi czarodziejskiej?

- Przecież się staram.

- Popieram twoją ideę. Mam tylko jedną prośbę. Nie wciągaj w to osób, które nie ukończyły 17 lat, dobrze? Niech niepełnoletni nie mieszają się w wojnę.

- Boisz się o Draco, mimo że nie jest twoim synem, prawda?

Z jej oka spłynęła słona łza.

- Bo kocham go, jakby nim był. I wiem, że on również woli mnie niż swojego biologicznego ojca. A tamtej kobiety, która go urodziła... on jej nawet nie zna - wydusiła.

Tom przytulił ją mocno.

- Nie wciągnę w to ani Dracona, ani żadnego innego ucznia Slytherinu, obiecuję ci to - pocałował ją delikatnie.



***



Hermiona i Draco zmierzali korytarzem w stronę biblioteki. Nagle usłyszeli, że ktoś biegnie. Zza zakrętu wypadł Ron Weasley. Nim sie spostrzegli wyciągnął różdżkę.

- Ty dziwko jebana! - ryknął. - Zabiłaś ją, z zazdrości poderżnęłaś jej gardło, po mugolsku! I myślałaś pewnie, że nikt się nie zorientuje! Tylko ty jej tak nienawidziłaś! Zapłacisz za to! - krzyczał.

- Dobrze wiesz, że mogłabym ją zabić nawet jednym zaklęciem przy świadkach i nikt by mi nic nie zrobił, więc skończ te swoje poematy, rudzielcu. Nie chciałoby mi się nawet tak maskować głupiej zbrodni na szlamie. Ale jak masz jakiś problem, to proszę bardzo, chodź - Hermiona z przesłodkim uśmiechem wycelowała w niego różdżkę. - Draco, odsuń się, chcę to zrobić sama.

Blondyn posłusznie wykonał jej polecenie, bo dobrze wiedział, że sobie poradzi.

- Petrificus totalus! Serpensortia! Crucio! - krzyczał Ronald, a panna Black swobodnie odbijała je.

- Proszę, proszę, jaki odważny, żebyś w Azkabanie za te klątwy czasem nie wylądował - zakpił syn Lucjusza.

Z różdżki dziewczyny wystrzelił żółty strumień światła, będący efektem niewerbalnego czarnomagicznego zaklęcia i ugodził Gryfona, który padł na ziemię.

Hermiona spokojnie odeszła stukając obcasami, a zaraz za nią Draco.

- Obudzi się za chwilę, ale będą go dręczyć myśli o jej martwym ciele - roześmiała się szyderczo.



***



Katherina patrzyła w ogień płonący w kominku w jej londyńskim mieszkaniu. Weszła Luthien. Blondynka spojrzała na nią z uśmiechem.

- Luthien, masz ochotę na wycieczkę?

- Gdzie? - uniosła brwi ciemnowłosa.

- Znasz Ritę Skeeter?

- Kojarzę.

- Za odpowiednią opłatą napisze wszystko. Przekonamy ją, żeby napisała, że Dumbledore nie ogarnia własnej szkoły, bo giną w niej uczniowie. Wtedy dowie się o tym Ministerstwo Magii. Zaczną węszyć wokół szkoły i osoby dyrektora. Jeśli uda nam się go pozbyć, będziemy mieć Toma Riddle'a po swojej stronie. A z nim możemy wszystko, rozumiesz?

- Jesteś genialna!

- A więc jedziemy do Gringotta, a potem na Bahamy, bo Rita obecnie jest na wakacjach.

- Jasne, przy okazji i my wypoczniemy na plaży - uśmiechnęła się Luthien.



***



Roztrzęsiony Austin wpadł do pokoju Zabiniego.

- Została jeszcze jakaś wódka? - zapytał tylko.

- Ooo stary, nie ma to jak zapić kaca - zaczął się śmiać Blaise.

- Zamknij się - przerwała mu Pansy i zerwała się z fotela. - Austin, co jest? Widzę.

Chłopak podał jej pomięta kartkę, którą wyciągnął z kieszeni. Panna Parkinson przeleciała ją wzrokiem i rzuciła Zabiniemu. Przytuliła Austina.

- O kurwa - warknął Blaise czytając.

- On zaraz ci przyniesie wódkę, zaczekaj na niego u siebie, proszę cię - spojrzała mu w oczy. Austin posłusznie wyszedł.

- Biorę ognistą z barku Malfoy'a i lecę do niego! Co za szmata, takie nigdy się nie zmieniają, jak widać - krzyknął chłopak panny Parkinson i wyszedł z pokoju. Po chwili wpadł do pokoju przyjaciela, postawił na stole dwa kieliszki i bez słowa im polał. Wypili w milczeniu.

- Słyszałem, że coś z Laurą... - Malfoy, który wpadł do pokoju uciął w połowie zdania, widząc kumpli. Dosiadł się i westchnął.



Niestety tak już jest, ja Cię kocham, Ty mnie nie*
Odchodzisz gdzieś daleko, nie pytam Cię o drogę
Może Ci się przypomnę, o ile nie będzie za późno
Bo kiedyś moje serce może być zamknięte furtką
Nie jest tak, że możesz mieć mnie na jakiś czas
Na jakiś czas porzucić, po czasie znowu mnie brać
Jak zabawkę, sorry, ale nie myśl nad nami
Czy przyjaźń, czy miłość ? Bo to bardzo rani
Nie wytrzymam dłużej, patrząc się w Twoje piękne oczka
Siedząc obok Ciebie i nie móc Cię pocałować
To się nazywa Kochać ? Bez znaczenia na resztę
Sorry, ale nie chcę więcej, nie chce więcej cierpieć
Ja to pieprzę, spójrz w kalendarz, przypomnij sobie
Zakreślanie dni, kiedy byłem przy Tobie
Kiedy było nam dobrze, kiedy mówiłaś, że Kochasz
Że będzie tak zawsze, że nie będzie końca


_________________________
Kushin - To koniec

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 26 - Bal

"Gdzie się podziało to, co mną było, a nigdy mną już nie będzie?" - Bolesław Leśmian

 

Piszę do ciebie ten żałosny list, bo muszę ci coś powiedzieć, a wiem, że nie chcesz mnie wysłuchać. Udawanie, że masz wszystko w dupie już ci nie wychodzi. Zjebałeś w życiu dużo, ale teraz masz się ogarnąć i walczyć o Hermionę.

Blaise

 

Malfoy przeczytał list, zmiął i rzucił do kominka w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Mimo wszystko wiedział, że Zabini ma rację. Że coś się w nim zmieniło, coś pękło, że nie jest już zwykłym dupkiem. I wiedział, że nie tylko w nim, że w niej też. Ale ona leży pijana, nie wiadomo, co się wczoraj stało. Ale on nie był lepszy, bo będąc całkowicie trzeźwym uległ podstępnej Katherinie. Westchnął i popatrzył w stronę żeńskich dormitoriów.

 


***

 


Hermiona obudziła się, ogarnęła i zeszła na dół. Wyszła na dziedziniec. I prawie natychmiast chciała się cofnąć. Oparty o barierkę stał Draco. Ale panna Black nie zdążyła uciec. Zauważył ją, patrzył na nią.

- Pogadamy? - zapytał.

Nie odpowiadała, więc uznał to za zgodę.

- Chciałem cię za wszystko przeprosić. Za swoją głupotę w ostatnim roku. Teraz spojrzę ci w oczy i jeszcze raz zapytam: pójdziesz ze mną jutro na bal?

- I co, wieczorem powiesz, że to już nieaktualne?

- Przepraszam cię za tamto. Nie powiem tak. Naprawdę chcę iść z tobą na ten bal.

- Okej, pójdę z tobą, Malfoy - powiedziała ostro.

- Nie udawaj twardej - chwycił ją za ramiona. - Mam dość udawania, z którego są tylko problemy. 

- Szczery Draco Malfoy! Świat się kończy!

- A żebyś wiedziała, panno cyniczna, że kończy się ten świat, w którym dotąd żyliśmy.

- Lubię cię i pójdę jutro z tobą. Ale ja ci nie wierzę.

- W co?

- Że aż tak się zmieniłeś, że będziesz szczery, wierny, że nie będziesz zapraszał koleżanek na noc.

- Za dużo w tobie złości, dziecko - zza filaru dobiegł ich głos i ich oczom ukazała się profesor Trelawney. Patrzyli na nią zszokowani. Ile słyszała?

- Nie zaczniecie od nowa, wspominając przeszłość. Nie zaczniecie od nowa, jeśli obydwoje nie będziecie do tego usilnie dążyć - kontynuowała nauczycielka. Uniosła ręce do góry i odeszła, jakby była w transie.  

 


***

 


- To koniec?

- Chyba śnisz, złotko - Katherina popatrzyła na szczupłą ciemnowłosą dziewczynę naprzeciwko niej. - To jest dopiero początek.

Zabrzmiało to złowieszczo. Naprawdę złowieszczo.

- Co zamierzasz? - Luthien utkwiła wzrok w blondynce.

- Malfoy jest mężczyzną, a mężczyźni są jak pionki w rękach dobrego gracza. Draco chce czy nie, będzie mój. Ulepimy go jak rzeźbiarz figurę z masy.

 


***

 


- Blaise, idziemy. Ja gadam z Mioną, ty z Draco. Wszystko ma być idealnie, idziemy - przynaglała swojego chłopaka panna Parkinson. - Austin i Astoria będą bawić się sami, ale znasz ich, wiesz, że i tak wyciągną z tego, ile się da. Pewnie i tak już są z kimś umówieni. My razem, cudnie. A wiesz, że najlepiej będzie jak oni pójdą razem…- ciągnęła Ślizgonka.

- Idą razem - przewrócił oczami Zabini.

- Nie wkurwiaj mnie - jęknęła.

- Przesadzasz!

Usiadła obok niego i delikatnie musnęła dłonią jego twarz.

- Kochanie, przepraszam, ale wiesz o co mi chodzi. Oboje są mocno ironiczni. Jak będą sobie cisnąć przez cały jutrzejszy wieczór to nie będzie za fajnie...

- Dobra, chodźmy, bo mnie zamęczysz na śmierć, idealistko - uśmiechnął się. Wstał i objął Pansy w pasie. Ruszyli w stronę schodów i rozstali się tuż przed nimi. Każde poszło wypełniać swoja misję. 

Dziewczyna zapukała do dormitorium panny Black.

- Wiem, że przyszłaś dawać złote rady - Hermiona ze śmiechem przewróciła oczami.

- Ej, proszę cię, nie bądź cyniczna, ironiczna, sarkastyczna, zimna i tak dalej. Da się zrobić?

- Tak jest - zasalutowała.

- To pokazuj kreacje!

 


***

 


Wszystko było pięknie. Wszystko było idealnie. Pary wchodziły do przystrojonej Wielkiej Sali w rytm poloneza. Ład i harmonia. Yin i Yang. Alfa i omega. Lepiej być nie mogło. Hermiona w seksownej, czerwonej sukience kroczyła dumnie obok blondyna w garniturze. Pansy promieniała obok Zabiniego. Astoria zaprezentowała się ze starszym o rok siódmoklasistą Jimem, a Austin z dobrą koleżanką - Hilary. Wszyscy się starali, wszyscy olśniewali, ale ślizgońska elita z szóstego roku jak zwykle królowała. Każdy na nich patrzył. Z podziwem, z zawiścią, ale każdy. Dyrektor zaczął powitalne przemówienie.

- Oby szybko, bo wódka nam się kończy chłodzić - syknął Zabini.

Bal balem, elegancja elegancją, klasa klasą, ale uczniowie ze Slytherinu zabawy bez procentów nie uznawali. Nauczyciele po prostu świetnie udawali, że nic nie widzą, nic nie wiedzą.

Zabawa trwała. Śmiechy stawały się głośniejsze, dziewczyny jeszcze piękniejsze, o ile to w ogóle możliwe w tym przypadku. Ręce Draco coraz odważniej dotykały ciała panny Black, coraz mocniej zaciskały się na jej pasie, czuła jego zarost na swoich ustach. 

- Spacer? - szepnął jej do ucha, a ona kiwnęła głową. Wychodzili trzymając się za ręce.

- Ej wy! - krzyknął Zabini. - Jak będziecie wracać to weźcie więcej!

 

 

***

 


Po kilku minutach wylądowali w toalecie. Dzicy, napełnieni pożądaniem. Minęło pół godziny i wyszli, całując się co krok.

- Mamy wziąć wódkę - oprzytomniał Draco i skierowali się w stronę piwnicy. Otworzyła drzwi.

- O ja pierdole - powiedziała tylko.

Blondyn zajrzał do środka.

- O kurwa.

Popatrzyli na siebie. Na podłodze leżała dziewczyna w kałuży krwi. Nie byle jaka dziewczyna. Hermiona Jean Granger, szlama, kujonka, Gryfonka. Ten widok ich otrzeźwił.

- Nie patrz na to. Wiejemy stąd - Draco pociągnął ją za rękę. - Musimy jak najszybciej wrócić do Wielkiej Sali.

Pobiegli i udawali zabawę, informując resztę, co się stało. Nic się już nie kleiło. Czuli, że szykuje się afera. Czuli, że nie będzie przyjemnie.